Chciałabym … ale mój mąż mi nie pozwoli
Kilka razy słyszeliśmy te słowa. Po raz pierwszy usłyszałam je od Paisy, która operując podstawowym słownictwem angielskim odpowiadała, dlaczego musiała przerwać naukę. Poznała swojego męża. Akbar, kierowca ciężarówki, był dobrym i troskliwym człowiekiem, dumnym ze swojej ślicznej żony. Zgodnie jednak z panującym w Iranie przekonaniem uważał, że kobieta powinna zostać w domu. - I like very much study but my husband don’t like . Very, very much I like – dodała i posmutniała. Po chwili jednak wyjęła swojego smartfona i zaczęła pokazywać mi swoją suknię ślubną oraz ekscytować się uroczystością i ich wspólnym domem. Rozchmurzyła się. Do tematu już nie wróciłyśmy. Takich sytuacji było jeszcze kilka. Wracając z Ali Sadr spotkaliśmy kobietę, która w przeciwieństwie do swojego męża władała piękną angielszczyzną. Po wymianie uprzejmości zapytałam skąd zna tak dobrze ten język. - Pracowałam na Uniwersytecie. Chciałabym pracować dalej, ale mój mąż dużo zarabia i nie chcę się zgodzić, abym pracowała. Wydaje się jakoby praca zarobkowa małżonki, była dla tych wszystkich mężczyzn, czymś uwłaczającym, plamą na honorze. Mężczyzna, jako głowa domu musi zapewnić utrzymanie domownikom i skoro dobrze wywiązuje się ze swoich obowiązków, nie ma potrzeby, aby jego żona pracowała. Tak przynajmniej uważa większość Irańczyków. Pierwszy dzień spędzony w Iranie dał mi zarys tego, na co muszę być przygotowana. Gdy Akbar zatrzymuje samochód przed sklepem, otwieram drzwi samochodu, aby wysiąść, ale Paisa zatrzymuje mnie chwytając za rękaw. - They go, we stay – stara mi się wytłumaczyć, że mężczyźni na zakupy idą sami. W pierwszej chwili ogarnia mnie fala złości. Czuję się w jakiś sposób wykluczona. Wyrzucona poza nawias. Gdy podejmowane są jakiekolwiek decyzje, to nie tylko nie mogę wyrazić swojego zdania, ale choćby nawet uczestniczyć w procesie dokonywania wyboru. Bywały, całe szczęście rzadko, chwile, gdy czułam się, jakbym dla mężczyzn była całkowicie niewidoczna. Pamiętacie taki stary film „Uwierz w ducha”, w którym to Patric Swayze po swojej śmierci robi wszystko, aby dać sygnał swojej ukochanej, ale ona i tak nie dostrzega jego egzystencji? Ja doświadczyłam bycia duchem za życia. Tutaj uważa się, że kobieta jako istota słabsza potrzebuje opieki. Dlatego cały czas znajduję się pod władzą, najpierw rodziców potem męża. Nigdy nie jest całkowicie wolną jednostką, zawsze jest zdana na kogoś, nie mogę decydować o swoim losie. - Obowiązek zakrywania się od stóp do głów nie jest najgorszą rzeczą dla kobiety w Iranie. Czy wiecie, że gdybym moi rodzice byli dziś wieczór w domu, nie byłoby mi wolno wyjść z wami? – mówi Mero, gdy spacerujemy bulwarami Zajande w Isfahanie. - To jest takie prawo? Kto to kontroluje? – wciąż, nie mogę się nadziwić, dlaczego dwudziesto kilku letnia studentka nie mogłaby się spotykać ze znajomymi. - Po prostu rodzice mi zabronią – Mero daje do zrozumienia, że to kwestia bardziej tradycji, niż przepisów. Gdy pytam ją o przyszłość beznamiętnie stwierdza, że zapewne wyjdzie za mąż i urodzi dzieci. Naturalna kolej rzeczy, los niemal wszystkich kobiet w tym kraju. Coś równie oczywistego, jak to, że śmierć jest konsekwencją narodzin i równie nieodzowne. Tutaj życie rodzinne jest bardzo ważnym, o ile nie najważniejszym elementem. Pytania w stylu „czy masz męża?”, które u nas mogły by być uznane za niestosowne w Iranie są czymś normalnym. Kobiety trzymają się razem, pomagają sobie, wspólnie gotują, a wieczorami, podczas gdy ich dzieci się bawią, plotkują i rozmawiają o ważnych dla nich sprawach. Żadna z matek, które spotkałam nie wydawała się nieszczęśliwa. Rodzinna sielanka. Irańskie kobiety w większości nie znają alternatywy dla tego, niepodzielnie panującego porządku rzeczy, natomiast nieliczne muszą pogodzić się z losem. Szczerze współczułam poznanym Irankom. Zwłaszcza tym młodym i wykształconym, które miały ambicje i marzenia, ale nie miały wyboru. Jednak z drugiej strony czasami odnosiłam wrażenie, że to Iranki współczują mi. Niektóre nie mogły się nadziwić, że jeżdżę autostopem, śpię w namiocie, noszę ciężki plecak, nie mam własnego domu, ani dzieci i w dodatku jestem już taka stara. Chyba część z nich nie rozumiała, że to mój wybór, że po prostu lubię taki tryb życia. One podziwiały moją odwagę, ja podziwiałam ich codzienne poświęcenie dla rodziny. Większość z tych kobiet nie odnalazłaby się w świecie, w którym same muszą się o siebie zatroszczyć. W którym macierzyństwo nie jest naturalnym następstwem ślubu. Z kolei ja nie byłabym w stanie wyrzec się tej wolności, do której przywykłam, życia pełnego niepewności i niespodzianek.
0 Komentarze
Odpowiedz |
Polub by by na bieżąco
Nowości z Instagrama
bazarek
|