Irak „Na początku Bóg stworzył perłę i umieścił ją na grzbiecie ptaka” – tak zaczyna się Mashaf Reš, czyli święta księga wyznawców jazydyzmu, religii synkretycznej łączącej elementy zoroastryzmu, islamu, chrześcijaństwa, judaizmu i manicheizmu, o której prawdopodobnie jeszcze nie słyszeliście. Kim są Jazydzi nazywani też Jezydami? Oni sami twierdzą, że wywodzą się bezpośrednio od Adama – pierwszego człowieka na Ziemi. A było to tak… Wkrótce po powołaniu do życia Adama i Ewy doszło do żarliwego dyskursu wewnątrz pierwszej pary w historii. Otóż spierali się oni o prawo do wyłączności na stworzenie rasy ludzkiej, gdyż każde z nich chciało być jednym założycielem. Po długiej dyskusji zgodzili się oni jedynie co do tego, że nie są w stanie osiągnąć konsensusu. Postanowili zatem swój konflikt rozstrzygnąć na zasadzie swoistego konkursu - obydwoje mieli umieścić swoje własne nasiono (ziarno) w dwóch odrębnych dzbanach i zasklepić pieczęcią na okres dziewięciu miesięcy, po czym rozstrzygnąć dzielący ich spór poprzez oględziny rezultatów takiego eksperymentu. Gdy po upływie wyznaczonego czasu, otwarli swoje dzbany, okazało się, że w dzbanie Adama znajduje się dwoje dzieci – chłopiec i dziewczynka, natomiast dzban Ewy pełen był plugawego robactwa. Ze względu na tę opowieść, przekazywaną na przestrzeni pokoleń z przodka na potomka Jazydzi wierzą, iż wywodzą się bezpośrednio od Adama. Natomiast wszelkie inne religie, rasy i narody są następstwem późniejszego, bardziej konwencjonalnego aktu prokreacji, do którego doszło pomiędzy Adamem a Ewą, na wskutek którego przyszło na świat dwoje dzieci – chłopiec i dziewczynka. Wiara w wyjątkowe pochodzenie sprawiła, że ludzie ci uważają się za szczególną grupę etniczno-wyznaniową, aczkolwiek pomimo to szanują przedstawicieli innych religii jako swoich braci przyrodnich. Również z tego powodu nie ma innej możliwości, aby zostać Jazydem, niż wyłącznie urodzić się nim. Ludzi tych obowiązują surowe zasady moralne, zalecające im trzymanie się z dala od innowierców i ich grzesznych sposobów życia, a małżeństwa z wyznawcami innych religii są kategorycznie niedopuszczalne. Między innymi te reguły, wynikające z przekonań Jazydów sprawiły, że społeczność ta stanowiła zamkniętą na świat zewnętrzny enklawę, co z kolei budziło wrogość sąsiednich ludów oraz powodowało nieustanne prześladowania. Muzułmańscy Kurdowie oraz Turcy przez wiele lat uważali przedstawicieli tej religii za pogan praktykujących bezecne rytuały. Za najlepsze wyście uznawali całkowite występnie ich, wobec czego od połowy XIII wieku dokonano co najmniej 53 zbiorowych rzezi, a po II wojnie światowej ludzie ci znaleźli się na liście ludów i kultur zagrożonych eksterminacją. Również izolacja Jazydów utwierdzała okolicznych ludzi w przekonaniu, że są oni są „Czcielami Diabła”. Pogląd ten wynikał głównie z błędnej interpretacji roli oraz charakteru naczelnej postaci tej religii, Melek Teusa – Anioła Pawa. Wedle wierzeń Jazydów na początku istnienia wszechrzeczy Bóg stworzył siedmiu aniołów, każdego w kolejnym dniu tygodnia. Ten, który powstał jako pierwszy, w niedzielę, został uczyniony najważniejszym z nich i miał zarządzać światem. Zbuntował się on jednak przeciwko boskiemu poleceniu, aby czcić ludzi, za który to występek spotkała go surowa kara. Stał się upadłym aniołem, acz przepełniony skruchą napełnił łzami 7 dzbanów, które następnie ugasiły ogień piekielny, w wyniku czego piekło przestało istnieć. Jego występki zostały mu wybaczone a kara i odrodzenie w odbywa się przez wędrówkę dusz. W zależności od uczynków może ona się stać pasmem cierpień lub radości. Obowiązkiem każdego Jazydy jest między innymi pielgrzymka do Sanktuarium Szejka Adiego, które znajduje się w Lalish. Miejsce to uznawane jest przez Jazydów za święte również dlatego, iż wierzą oni, że Melek Teus zstąpił tu pod postacią pawia. Lalish z pozoru przypomina zwykłą wioskę, uwagę zwracają jedynie charakterystyczne wieże w kształcie stożków, nasuwające na myśl piramidy. Na ich szczycie znajdują się małe kule symbolizujące słońce, natomiast rozchodzące się od nich linie mają reprezentować promienie. Wzdłuż głównej ulicy na stokach doliny rozmieszczone są wiekowe budynki, głównie o przeznaczeniu sakralnym. Po terenie całego sanktuarium należy poruszać się boso, uważając, aby nie nastąpić stopą progu, który Jazydzi całują wchodząc do pomieszczeń. Przy wejściu do głównego budynku sanktuarium widnieje płaskorzeźba przedstawiająca czarnego węża. Pełni on ważną rolę w mitologii Jazydów i otaczany jest szczególnym szacunkiem. Podania mówią, że gdy Ziemię zalały wody potopu, Noe odkrył, że w arce znajduje się dziura i jego rodzinie oraz wszystkim gatunkom zwierząt zagraża niebezpieczeństwo. Z pomocą przypełzł czarny wąż, który zwinąwszy się w kłębek ułożył się w wyrwie ratując arkę przed zatonięciem. W środku świątyni znajdują się kawałki różnokolorowych tkanin. Jazydzi wierzą, że trzykrotne zawiązanie supła wraz z jednoczesnym z przywołaniem na myśl frapującego nas problemu, a następnie rozsupłanie węzła rozwiązuje kłopoczącą nas sprawę. Symbolika odgrywa ważną rolę w życiu Jazydów, także kolory nie pozostają bez znaczenia. Każdy kolor przypisany jest innemu z siedmiu aniołów. Ludzie Ci nie noszą niebieskich ubrań, ich kefije są czerwone, biały kojarzony jest natomiast z duchownymi. Liczbą o najważniejszym znaczeniu jest siódemka, która ma magiczną moc. Społeczeństwo Jazydów dzieli się na zamknięte kasty Szejchów, Pirsów i Mridów, a małżeństwa możliwe są tylko pomiędzy członkami tej samej kasty. W Lalish znajduje się również miejsce, do którego przychodzi modlić się kobieta, która po 7 latach, 7 miesiącach i 7 dniach od zawarcia związku małżeńskiego nie zaszła w ciążę. Chrzest dzieci odbywa się w pomieszczeniu z niewielkim kamiennym basenem, który zwany jest Białym Źródłem, wypełnionym krystalicznie czystą, wydobywającą się spod ziemi wodą. W Lalish czas płynie tak spokojnie, iż można odnieść wrażenie, że wręcz zatrzymał się on tutaj na moment, by odetchnąć w cieniu morwowych drzew. Widać spacerujących po świątyni starszych mężczyzn pogrążonych w zadumie, dzieci biegające po dziedzińcu, rodzinę, która przyjechała, by zjeść tutaj wspólny posiłek. Świeżo zakończony chrzest dziecka sprawił, iż panuje radosne, pełne uniesienia zamieszanie. Wiele spraw dotyczących Jazydów i ich wierzeń owiana jest tajemnicą. Tradycje przekazywane są z pokolenia na pokolenie i często giną wraz ze swoimi wyznawcami. Dziś społeczność Jazydów szacowana jest na milion osób, z czego 600 tysięcy żyje na terenie północnego Iraku, a liczba ta zmniejsza się z roku na rok. Młodzi ludzie coraz częściej rezygnują z przyjętych od wieków sposobów utrzymania się, takich jak pasterstwo i rolnictwo, porzucają rodzinne wioski i myślą o emigracji do Europy. Podczas jednej z rozmów Mr. Luqman, lokalny dziennikarz i społecznik, żalił mi się, że współczesne kobiety ubierają się inaczej, niż nakazywałaby tradycja. Wszystko się zmienia. Opuszczałam Lalish zastanawiałam się, jak to miejsce, tak wytrwale opierające się zmianom przez stulecia będzie wyglądać za parę lat. Czy tradycja wyjątkowej kultury, która przez ogrom czasu nie uległa agresji stykających się z nią ludów, które represjami tym silniej ją integrowały ma szansę przetrwać spotkanie z pokusami współczesnego świecie? Zainteresowanym tematem polecam:
- Krótki film Jon Vidara oddający atmosferę Lalish http://vimeo.com/14161104 - Literatura polska dotycząca Jazdyów jest uboga. W książce Leszka Dzięgiela „Węzeł kurdyjski” znajduje się podrozdział poświęcony tej religii. - Planete wyemitowało serię reportaży „Ziemia Człowiecza” a trzeci odcinek „Ginący Jazydzi” opowiada głównie o armeńskich wyznawcach tej religii. Do znalezienia w sieci. - Jeśli będziecie kiedyś w Lalish, pytajcie o Mr. Luqmana – ten społecznik i dziennikarz z chęcią oprowadzi was po sanktuarium i odpowie na wasze pytania.
2 Komentarze
Byłam w Iraku*
Taki tytuł mogłaby nosić książka opowiadająca o okrutnym reżimie, wojnie, chaosie, religijnych fundamentalistach. Jednak w mojej krótkiej opowieści nie będzie nic z tych rzeczy. Dlaczego? Bo byłam w Regionie Kurdystanu[i] popularnie zwanym Irackim Kurdystanem. Tak, tu jest bezpiecznie. Iracki Kurdystan - oaza spokoju Iracki Kurdystan w niczym nie przypomina ogarniętego powojennym chaosem państwa. Erbil, prężnie rozwijającą się stolicę Kurdystanu, od Mosulu, najniebezpieczniejszego miasta w tej części świata dzieli zaledwie 80 km i linia autonomii, a wydaję się jak gdyby te dwa miasta stanowiły zupełnie inny świat. Na ulicach Erbilu czy Dohuku nie uświadczysz starych samochodów, bądź nawet małych, ekonomicznych samochodów, królują natomiast eleganckie Mercedesy i wielkie jeepy prosto z fabryki. Nic dziwnego, skoro litr benzyny kosztuje 90 centów. Przejawy ekonomicznego boomu widać wszędzie, jak grzyby po deszczu powstają nowe osiedla, nowoczesne hotele i centra handlowe. Oczywiście istnieją dysproporcje między wielkimi miastami a wsiami, jednak nie umniejsza to w żaden sposób sukcesu tego regionu. Kurdowie są bardzo dumni z tego, co osiągnęli. Przez wiele lat byli traktowani, jak obywatele drugiej kategorii. Pamięć ludobójczego ataku chemicznego, wciąż jest żywa. Karzanowi drży głos, gdy wspomina o Halabdży. De facto Kurdystan funkcjonuje jako niezależna jednostka administracyjna Iraku dopiero od 1991 roku, kiedy to siły kurdyjskie zmusiły wojska Saddama Husseina do wycofania się z regionu. Dziś staranie pielęgnuje swoją autonomię, a ludzie w przygranicznych miejscowościach witają nas słowami „Wellcome in Kurdistan!”. Tutaj ziścił się kurdyjski sen o niezależności. Mniejszość kurdyjska na terenach Turcji, Iraku, Iranu oraz Syrii to według różnych źródeł to 25 - 35 milionów osób, a gdy w grę wchodzą takie liczby, słowo „mniejszość” wydaje się nieco nieadekwatne. Kurdowie to najliczniejszy lud na świecie, który mimo swoich ciągłych dążeń nie posiada własnego państwa. Sytuacja narodu kurdyjskiego porównywana jest do czasów, gdy nasz kraj znajdował się pod zaborami. Kurdowie, wbrew powszechnej opinii nie są Arabami, mają swój odrębny język, kulturę oraz tradycję. Iracki Kurdystan to teren, gdzie obok siebie żyją muzułmanie, chrześcijanie oraz jezydzi. Nie zawsze było to spokojne współegzystowanie, ale obecnie mimo bardzo silnego przywiązania do swoich wyznań, nie ma incydentów na tle religijnym. O tym, że jesteśmy w okrytym niechlubną sławą medialną Iraku przypominają nam jedynie punkty kontrolne kurdyjskich oddziałów, które mijamy co jakiś czas. Uśmiechnięci żołnierze widząc turystów wesoło zagadują. „Welcome in Kurdistan!” [i] Oficjalna polska nazwa autonomicznego regionu Irackiego Kurdystanu wg. PSNG |
Polub by by na bieżąco
Nowości z Instagrama
bazarek
|